Włos się na głowie jeży, gdy czyta się współczesne nam relacje z manifestacji i kontrmanifestacji, bo jedni w drugich zgniłymi jajami, trzeci w czwartych haniebnym transparentem, piąci w szóstych z telebimów i megafonów, a siódmi w ósmych środkowym palcem, albo nawet całą pięścią, czasem uzbrojoną w kastet…
Myśl przychodzi do głowy, że dawniej na pewno naród miał więcej kultury i w słodkich czasach międzywojnia nie dochodziło do takich ekscesów.
A okazuje się, że – parafrazując powiedzonko dyr. Jakowienki – nie tylko w Petersburgu gorzej bywało…
Po pierwszym maja.
Żyję już tyle lat na świecie i pierwszy maja pamiętam urządzany przez ojców, jeśli nie dziadów tego pokolenia, które dziś „święto pracy” czci pracowitem zajęciem rozwalania sobie czaszek, żeber i nóg. Mogę więc mieć miarę porównawczą.
Różnica, która przedewszystkiem rzuca się w oczy między dzisiejszemi a dawniejszemi obchody — to pewne zmechanizowanie dziś entuzjazmu i patosu „robotniczego”. Pochody są niewątpliwie liczniejsze, ale — poza browningowemi punktami programu — nieco już wywietrzało z treści. Karność partyjna każe każdemu zarejestrowanemu socjaliście stanąć w szeregu, ale kto ma dobry wzrok, ten w tych szeregach widzi nie to skupienie wewnętrzne, nie ten zaparty dech ekstazy, jaki przewodził tłumami przed trzydziestu, przed dwudziestu laty, lecz raczej sumienne, inteligentne, sforne wykonywanie zwyczaju, obrządku.
Myślę, że i nie może być inaczej: przed trzydziestu laty nawet w konstytucyjnych krajach obchód pierwszomajowy miał w sobie coś z duchowego przeboju przez twardy mur zakazów policyjnych i zorganizowanego protestu ze strony kapitalizmu. Nietylko z zasadą święta robotniczego walczono, ale i wszelakiemi sposobami sprzeciwiano się corocznemu faktowi. Jakiś cień cienia „męczeństwa” jednak tkwił w tem wszystkiem. Dziś kapitał wciągnął w całoroczny swój bilans zwyczajową wyrwę pracy w dniu 1-szym maja. a policja zeszła do roli widzów. Wolno świętować — ergo; niema już dawnej ponęty zakazanego czynu.
Ironista powiedziałby, iż to dlatego, by obchód pierwszomajowy nie wyzbył się do cna cech męczeństwa — dlatego właśnie komuniści z socjalistami aranżują z takiem przejęciem krwawą rywalizację o prawo i przywilej uczestniczenia w pochodzie. Nie na miejscu byłaby ironja czy żarty, gdy się rozprawia o rzeczach, pokrytych krwią. Mówmy więc o tej sprawie poważnie:
Dla nas, ludzi, niezarażonych międzynarodowym trądem myślenia o państwie i narodzie, nie może nie być sympatyczne to uzasadnienie, z jakiem P. P . S . występuje rokrocznie przeciwko komunistom. Wiadomo przecie, że krwawy coroczny porachunek powstaje na tle prowokacyjnych i pro-moskiewskich transparentów, sztandarów, okrzyków komunistycznych. Gdy tak się u nas dzieje, gdy tak już w zwyczajowem niemal jest postępowaniu, że ręce tłumu mają konfiskować w dzień 1-szy maja antypaństwowe godła, to nie bez pociechy przyjmować należy fakt, że część Warszawy robotniczej uczuwa się znieważoną w swej godności polskiej na widok napisów, gloryfikujących bolszewizm, okrzyków, wrogich naszej państwowości. Ale tuż zaraz i to natychmiast uwaga: Bez względu na impuls i intencje — coroczne trupy, zaścielające ulice naszych miast w dniu 1 maja — to widome dowody jednego z najniebezpieczniejszych objawów: samosądu.
Nie można też nie zauważyć, że gdy zasada tych wypadków powtarza się z nieubłaganą regularnością co roku z mniejszem lub większem natężeniem, to ta anomalja staje się już jakby prawnym zwyczajem. Dziś już w Warszawie przed dniem 1-ym maja mówi się spokojnie: byle tylko we wtorek przed południem nie przechodzić przez plac Teatralny, bo tam będzie strzelanina. Samosąd nikogo nie dziwi, nie wzburza, nie uderza swoją nieprawidłowością. Zaczynamy na to patrzeć, jako na normę postępowania.
Bolesną rzeczą jest ta krew, która rok rocznie spływa na bruk stolicy w walkach partyjnych, krew przelewana przez wyznawców ideologji, tylekroć głoszącej, że chce ona znieść… fanatyzmy religijne, narodowe etc., ideologji, nie przestającej się do dziś dnia dziwić np. wyrokom inkwizycji, ideologji, nie mogącej się otrząsnąć ze zdumienia, że bywają wypadki wojen, czyli: krwi przelewu — bolesną rzeczą jest ta krew, powtarzamy — ale kto wie, czy nie groźniejszem zjawiskiem jest to stopniowe przyzwyczajanie świadomości zbiorowej do trupów pierwszomajowych, jako do rzeczy zwykłej, zrozumiałej, normalnej.
Na placu Teatralnym od kuli socjalistycznej czy komunistycznej padł człowiek ociemniały, który w tłumie znalazł się przypadkowo, który z powodu swego kalectwa nie mógł się z krwawej areny usunąć, który niemocen był schronić się gdziekolwiek. Wydarzenie wstrząsające dla każdego, w którym coś z uczuć ludzkich pozostało.
Społeczeństwo i czynniki, regulujące życie zbiorowe, czynniki te i społeczeństwo, zwolna przywykające, że samosąd zaczyna być instytucją — to też Niewidomy, który nie wiedząc o tem, prędzej czy później może się znaleźć w ogniu śmiertelnych niebezpieczeństw.
Adam Grzymała-Siedlecki.
Źródło: Kurjer Warszawski : wydanie wieczorne. R. 108, 1928, nr 121